Kolejna część naszej podróży. Po Tawhiti Muzeum naszym kolejnym celem było New Plymouth. Postanowiliśmy wybrać dłuższą trasę i zobaczyć latarnię morską na Przylądku Egmont. Dzień był przepiękny więc dodatkowa godzina jazdy nie była problemem. Generalnie podróżując po Nowej Zelandii zimą i wczesną wiosną należy zawsze pamiętać o sprawdzeniu warunków panujących na drogach i prognozy pogody. O ile zimą niektóre drogi mogą być pozamykane ze względu na opady śniegu to wiosną problem mogą stwarzać opady i silne wiatry. Nie chodzi tu oczywiście o lekki deszczyk, ale ulewy które podtapiają drogi lub które są przyczyną osuwania się ziemi i blokowania dróg.
Latarnia jak to latarnia - całkiem malownicza i położona w pięknej okolicy. Niestety nie było do niej dostępu więc po kilku minutowym spacerku w celu rozprostowania kości wróciliśmy do samochodu. Po chwili okazało się, że 3 km dalej była druga latarnia do której można było wejść...
Z ciekawostek - sama latarnia została zbudowana w Londynie i przetransportowana do Nowej Zelandii w 1865r. Zainstalowana została w Wellington na wyspie Mana, ale okazało się że nie była to dobra lokalizacja. Po kilku latach i powtarzających się wypadkach latarnia została rozebrana i przeniesiona na Przylądek Egmont gdzie świeci do dzisiaj.
Po dotarciu do New Plymouth zostawiliśmy plecaki w hostelu i poszliśmy zwiedzać. Szybko zakochałam sie w tym mieście - spodobała mi się atmosfera, sztuka uliczna i piękne parki. Dzisiaj pokażę Wam kilka zdjęć z centrum miasta i z deptaku spacerowego znanego jako The Coastal Walkway.
The Wind Wand czyli Wietrzna Różdżka to rzeźba górująca nad wybrzeżem. W obu kierunkach ciągnie się trasa spacerowa. Piękne widoki gwarantowane! Moj brat bawi się w geocaching i znalazł kilka skrytek, ja za to pstrykałam zdjęcia. Trasa jest tez bardzo popularna pośród biegaczy, którym bardzo ale to bardzo zazdrościłam. Sama miałam ochotę pobiegać wzdłóż wybrzeża ale kilka dni wcześniej dorobiłam się bólów dolnej części kręgosłupa i o bieganiu przyszło mi tylko sobie pomarzyć. Ale to nic, wrócę za jakiś czas do New Plymouth i nadrobię ;)