marca 2013

1

Wielkanoc i hot cross buns

Posted on piątek, 29 marca 2013

Wielkanoc w Polsce to malowane jaj, ich święcenie, kościół, barszcz, śmigus-dyngus.... w Nowej Zelandii w zasadzie nie ma żadnych wielkanocnych tradycji. Jak dla mnie to miła odmiana, bo wielkanocy nie lubię i nigdy nie lubiłam. W Wielki Piatek i Niedzielę Wielkanocną sklepy i większość miejsc jest zamkniętych. W okresie wielkanocnym w sklepach i piekarniach pojawiają się także hot cross buns. Czyli słodkie bułeczki z suszonymi porzeczkami lub rodzynkami. Znakiem charakterystycznym jest krzyż na wierzchu. Nie jest to tutejsza tradycja bo pochodzi z Anglii. Bułeczki je się podgrzane z odrobina masła. W NZ i Australii popularna jest także czekoladowa wersja- zamiast rodzynek są kawałki czekolady. 


0

Niekończące się lato

Posted on środa, 13 marca 2013

Zdjęcie przedstawia typowy widok ostatnimi czasy- błękitne niebo, zero chmur i dużo słońca. Wiele osób powtarza, że to najlepsze lato od lat, i choć już jest astrologiczna jesień to lato wciąż się nie poddaje. Ja tam nie narzekam, zima w NZ do najprzyjemniejszych nie należy, ale oczywiście wzystko ma swoją cenę. Do 6 tygodni nie spadła ani kropla deszczu. Zapasy wody (te rezerwowe też) wykończą się w 20 dni. Ostatnio faktycznie widziałam kilka osób kupujących hurtowe ilości wody. Prognozy pogody są niejednoznaczne, zależy od kapryśnego cyklonu Sandra  :) Sugerowane jest branie pryszniców z przyjacielem/przyjaciółką -  nie żartuję! Sami przeczytajcie tutaj


0

Polski festiwal

Posted on czwartek, 7 marca 2013

Co roku w lutym, w Lower Hutt odbywa się Polski Festiwal organizowany przez Stowarzyszenie Polaków.  Oczywiście nie mogło nas tam zabraknąć. Podczas festiwalu można było obejrzeć występy zespołu pieśni i tańca, było kilka stoisk z polskimi produktami, książkami i smakołykami. S. był zachwycony- zresztą kiedy on nie jest zadowolony?) i nawet kupił sobie książkę żeby ćwiczyć swój polski. Dostał też zniżkę za bycie najlepiej mówiącym po polsku obcokrajowcem którego osoba sprzedająca książki poznała ;)
Ja byłam troszkę rozczarowana- minęłam się z osobami które znałam i z którymi mogłabym sobie porozmawiać, stoisk był niewiele, nie znalazłam nic dla siebie. Na poprawę humoru kupiłam nam przepyszne  ciasteczka i poszliśmy zwiedzić muzeum sztuki wspólczesnej znajdujące się zaraz obok miejsca w którym był festiwal.
Niemniej jednak cieszę się, że organizowane są tutaj imprezy które gromadzą Polonię w jedym miejscu. W tym miesiącu odbywa się Polski Piknik więc też na pewno zdam relację :)






0

Rezydencja

Posted on niedziela, 3 marca 2013

Kiedy zdecydowałam się na przyjazd do Nowej Zelandii sen z oczu spędzała mi wizja użerania się z Biurem Immigracyjnym. Miałam do tego urzędu bardzo polskie podejście- godzinne kolejki, niemili urzędnicy, wleczące się tempo rozpatrywania podań i ogólny bałagan... Rzeczywistość jednak okazała się inna. Za pierwszym razem zdobycie wizy zajęło mi 30 minut, za drugim kilka dni. W styczniu złożyłam podanie o rezydencje czyli prawo do stałego pobytu. Zgodnie z informacją zawartą na stronie BI  czas oczekiwania na przypisanie urzednika zajmującego się rozpatrzeniem sprawy może wynosić do 6 miesięcy. Samo rozpatrzenie nie ma chyba nawet ram czasowych. Wizy rodzinne- a do takich zalicza się moja, na szcęście mają priorytet :) Po tygodniu od złożenia papierów dostałam maila od urzędniczki przypisanej do mojej sprawy z informacją ze muszę dostarczyć dowody na bycie w związku... Czyli cała szopka ze zdjęciami, listami od rodziny i przyjaciół, rachunkami, umowami itp zaczęta od nowa ( za pierwszm razem też musiałam to zrobić) Na szczęście po tygodniu kurierem ( o 7 rano w sobotę!) została mi dostarczona informacja że moje podanie zostało rozpatrzone pozytywnie! Jeszcze musiałam wpłacić 300 dolarów na pomoc dla immigrantów (dostępna jest infolinia, tłumacze, kursy przystosowujące do życia w NZ i kursy języka angielskiego- z żadnego z nich nie korzystałam ale dobrze że są dostępne) i oto jest: