0

Sydney: Targ rybny, QVB i Manly

Posted on piątek, 12 grudnia 2014

Ok, wracamy jeszcze na chwilę do Sydney. Fajnie jest wracać pamięcią do fajnych i przede wszystkim ciepłych miejsc szczególnie gdy w Wellington lata nie ma... Pewnie zgubiło się gdzieś po drodze.

Zaczynamy od Targu Rybnego. Ponoć jest to największy tego typu targ na półkuli południowej i trzeci na świecie ze względu na różnorodność produktów. Akurat w to bez problemu jestem w stanie uwierzyć - w życiu nie widziałam tylu owoców morza jak tam. Gazylion rodzajów ryb, małże, kraby, ostrygi, homary, ośmiornice małe i duże... Szczerze mówiąc większość z nich wcale nie wyglądała na jadalne, ale ja znowu nie jestem wielką fanką owoców morza. Uwielbiam surowego łososia i tuńczyka wędzone ryby, krewetki też, ale nie pod każdą postacią i w sumie to na tyle ;) 



Te śmieszne stworzonka po prawej to scampi - rodzaj homarów które wyglądem przypominają bardziej krewetki. Występują w różnych rozmiarach i wyglądają... dość dziwnie.


Na targu można też kupić owoce i warzywa. Byłam trochę rozczarowana brakiem "egzotycznych" owoców ale za to wybór tych bardziej powszechnych był całkiem całkiem. W dodatki wszystko ładnie poukładane. Z targu wyszłam z dwoma mega wielkimi mango - nigdzie indziej tak mi nie smakują jak w Australii!




Kolejnym punktem wycieczki był Budynek Królowej Wiktorii (Queen Victoria Building przez wszystkich nazywany QVB). Jest to spore centrum handlowe o przepieknej architekturze! Wogóle w Sydney chodziłam ulicami zachwycając się mnogością pięknych budynków. Duża ich część to budynki ceglane których w Nowej Zelandii się nie widuje. Czemu? Cegła niestety nie jest dobrym materiałem w kraju który doświadcza kilkunasty tysięcy trzęsień ziemii rocznie. QVB jest dość imponujący z zewnątrz ale warto wejść do środka i zobaczyć piękne zegary, balustrady, witraże... Ja tam poszłam ok 8 rano więc wszystkie sklepy były jeszcze zamknięte, ale przypuszczam, że nie było by mnie tam stać na wiele ;)







I jeszcze na koniec kilka zdjęć z Manly Beach. To taka trochę rekompensata za to, że nie mieliśmy za bardzo czasu na wyprawę na Bondi Beach. Manly to dzielnica Sydney położona na północ od centrum miasta. Najłatwiej się tam można dostać promem - zajmuje to 20-30 min w zależności na jaki prom się zdecydujemy. Na miejscu przeszliśmy się do Sea Sanctuary a potem postanowiliśmy się trochę pobyczyć na jednej z ławek przy plaży. Plaża jak plaża, piasek, woda i mewy :) Poza tym pływać za bardzo nie można było bo wszędzie tabliczki o silnych prądach... Ja tam za plywaniem w morzu czy oceanie nie przepadam więc różnicy mi to nie robiło. Później pozwiedzaliśmy jeszcze kilka muzeów ale o tym następnym razem :)





Discussion

Leave a response