listopada 2015

0

Road trip - część szósta: Jaskinie w Waitomo

Posted on czwartek, 26 listopada 2015

Kiedy planowałam nasze wakacje wiedziałam, że z New Plymouth będziemy kierowali się do Rotoruy. Po zerknięciu na mapę postanowiłam jednak, że warto poświęcić dodatkowe kilka godzin w samochodzie i zahaczyć o Waitomo.

Wejście do jaskini Aranui
Waitomo jest niewielką miejscowością która słynie z jaskiń i świetlików. Dla turystów otwarte są trzy jaskinie: Waitomo Glowworm Cave, Ruakuri i Aranui. Bilety niestety nie są tanie - sama Wormglow Cave kosztuje prawie 50$, a kupując bilet na wszystkie trzy musimy liczyć się z cenami powyżej 100$ od osoby. Poza sezonem turystycznym można jednak liczyć na różne promocje, a same bilety warto wcześniej kupić online. Nam się udało i wycieczka po jaskiniach kosztowała nas 85$/os. Jeżeli zwykłe zwiedzanie nas nudzi zawsze można wykupić tzw "black water rafting" czyli spływ pontonowy w podziemnej rzece.
Formacje sklane w Ruakuri
Ruakuri Cave
Zwiedzanie zaczęliśmy od Glowworm Cave. Na wstępie zostaliśmy poinformowani o zakazie robienia zdjęć i o tym że w środku może byc ciemno i wilgotno. Nasza przewodniczka - Maoryska z lokalnego plemienia poopowiadała nam trochę o samych jaskiniach, zachęciła do śpiewania kiedy dotarliśmy do miejsca z najwyższym sklepieniem i generalnie była całkiem sympatyczna. Jaskinia sama w sobie była malutka ale jej największą atrakcją nie był rozmiar a zawartość - glow worms. Będę ja nazywała świetlikami, ale nie są to takie nasze polskie świetliki tylko jest to gatunek owadów, który występuje jedynie w Nowej Zelandii i Australii. Świetliki większość swojego kilkumiesięcznego życia spędzają jako larwy przymocowane do sufitu jaskiń lub innych osłoniętych od wiatru miejscach. Wytwarzają one długie na 30-40cm nitki przypominające trochę przędzę jedwabników, pokryte lepką substancją. Larwy wytwarzają żółtawe, jasne swiatło, które przekształcają ciemny sufit jaskini w niebo pokryte gwiazdami! Teoria głosi, że tym sposobem zwabiają one mniejsze owady, które stanowią ich pożywienie. Jak dla mnie to magia - niebo kilkanaście metrów pod ziemią ;) Mimo że piękne to larwy świetlików mają przed sobą dość tragiczną przyszłość. Po przekształceniu się w dorosłe osobniki ich celem jest prokreacja i powolna śmierć głodowa - świetliki nie są w stanie spożywać pokarmów! Matka natura bywa dość okrutna. W Waitomo cave najfajniejszym momentem była przejażdżka łódką pod sufitem pełnym świetlików. Pod sam koniec przejażdżki nasza przewodniczka zasugerowała, że możemy porobić kilka zdjęć... Niestety mój aparat był schowany bezpiecznie w plecaku a komórka w takich warunkach nie dała rady :(
Aranui Cave
Drugą jaskinią, którą zwiedziliśmy była Ruakuri - od maoryskiego "rua" oznaczającego legowisko lub numer dwa i "kuri" czyli pies. Legenda głosi, ze jaskinia została odkryta przez młodego myśliwego, który znalazł legowisko dzikich psów przy wejściu do jaskini. Według mitologi maoryskiej ziemia jest matką ludzkości i zwiedzanie i odkrywanie tuneli wewnątrz ziemi było pogwałceniem świętości. Przez długi czas jaskinia, a w zasadzie jej wejście wykorzystywane było jako miejsce pochówku. Obecnie ta część jaskini jest zamknięta, a do tuneli wprowadza turystów ogromna spiralna klatka schodowa. Co ciekawe Ruakuri jest w pełni dostępna dla osób poruszających się na wózkach! W tej jaskini spędziliśmy prawie 2 godziny podziwiając przepiękne formacje skalne, więcej świetlików oraz podziemną rzekę. Tutaj na szczęście można już było robić zdjęcia.
Największy stalagmit w Aranui Cave
Ruakuri Cave
Zwiedzanie zakończyliśmy w jaskini Aranui - jedynej z trzech w której nie ma żadnej wody co równa się brakowi świetlików. Ale za to formacje skalne tutaj były chyba najciekawsze. Nasz przewodnik tutaj był fantastyczny - taki gawędziarz. Po skończeniu zwiedzania spędziliśmy z nim jeszcze kilka minut na pogawędce :) Bardzo się cieszę, że miałam okazję pozwiedzać jaskinie w Waitomo i jest to jedna z tych atrakcji którą zdecydowanie polecam!


0

Road trip - część piąta: Pukekura Park, New Plymouth

Posted on czwartek, 12 listopada 2015

Nie mogłam sie powstrzymać przed wrzuceniem jeszcze kilku zdjęć z New Plymouth! Jak wspomniałam to miasto bardzo mi się spodobało i nie mogę się doczekać kiedy tam wrócę ;)

Pukekura Park to jedno z tych miejsc, które warto zobaczyć będąc w okolicy. Park jest całkiem spory i pełni kilka różnych funkcji - ogród botaniczny, mini-zoo, scena artystyczna. Są tu boiska sportowe, kawiarenka i miejsca na pikniki, a milion alejek oznacza też idealne miejsce do biegania i spacerowania. My szukaliśmy oznaków wiosny i chyba się udało! Kwiatów było sporo, do tego fontanna i wodospad na przycisk! Pierwszy raz spotkałam się z takim rozwiązaniem - przyciskasz wielki czerwony przycisk i po 30 sekundach pojawia się fontanna. Jakimś cudem w mini zoo zrobiłam tylko zdjęcie chińskiemu bażantowi, ale było tam też kilka małpiatek, zwierząt domowych, alpak i całkiem sporo ptaków. Świetne miejsce dla dzieci!





1

"Kiedy wpadniesz między wrony...

Posted on niedziela, 1 listopada 2015

... musisz krakać tak jak one" to przysłowie powtarzałam sobie w głowie kiedy mój budzik odezwał się dzisiaj o 4 rano. W sumie to powtarzałam to powiedzonko w wersji angielskiej czyli "when in Rome do as Romans do". Niezależnie od języka, przysłowie to powstrzymywało mnie przed wróceniem do ciepłego łóżka. A po pięciu godzinach snu łóżko mało niemałą moc przyciągania. No ale 10 min od pobudki byliśmy już w drodze do znajomych.

Co Kiwusi robili dzisiaj tak wcześnie? Oczywiście oglądali rugby!!! Nie wiem czy w Polsce wogóle się o tym mówiło ale właśnie skończyły się Mistrzostwa Świata w rugby. Całkiem możliwe, że się o tym nawet nie wspominało bo w naszym kraju się w rugby za bardzo nie gra. Światowymi potęgami w tym sporcie są NZ, Australia, RPA, Argentyna, a w Europie Wielka Brytania, Francja czy Irlandia. Tym razem mistrzostwa odbywały się w Wielkiej Brytanii co niestety dla Kiwusów oznacza mecze zaczynające się wczesnym rankiem. Ja bez bicia przyznam, że obejrzałam jedynie dwa z nich - kiedy All Blacks (Nowozelandzka drużyna) walczyła o półfinał z Francją i ten dzisiejszy z Australią. Emocje były ogromne - po pierwsze broniliśmy pucharu, który wygraliśmy 4 lata temu u siebie - w Nowej Zelandii. Po drugie graliśmy z Australią, a to zawsze oznacza ciekawe mecze i większe zaangażowanie ze względu na bycie "naturalnymi wrogami". Po trzecie - mieliśmy szanse na wygranie pucharu po raz trzeci, co do tej pory nie udało się żadnemu innemu krajowi. A po czwarte ten mecz to zakończenie pewnej ery bo był to ostatni mecz dla kilku kluczowych zawodników. All Blacks nie będą już takie same, chociaż nie sądzę żeby poziom gry się zmienił.

Mecz nie zawiódł! Pełen emocji, zaskakujących akcji i okrzyków zachętu lub rozczarowania. Na szcęście tych ostatnich nie było za wiele. Całkiem dobrze nam szo, do momentu w którym w drugiej połowie dostaliśmy żółtą kartkę co oznacza zejscie zawodnika z boiska na 10 min. Skończyło się to zmniejszeniem różnicy punktowej do zaledwie czteru punktów. Po 65 minutach akcji (mecz trwa 80) wciąż nie wiadomo było kto wygra. Na szczęście All Blacks nie zawiedli - ostatnimi siłami i z wielką klasą zdobyli dodatkowe punkty i mecz zakończył sie fantastycznym wynikiem 17-34 dla nas!!! Gdyby mecz był wieczorem to ulice Wellington stałyby sie jedną wielką imprezą (jak 4 lata temu). Tym razem niestety ciężko jest imprezować o 8 rano więc w ramach świętowania wspieliśmy się Colonial Knob w naszych koszulkach All Blacks :D